W nocy 20 października pojawiły się w Zakarpackim Obwodzie Ukrainy bilboardy. Nie, nie były na nich umieszczone propozycje tanich telefonów ani lepszych pożyczek bankowych. Świadczyły jedynie o tym, dokąd prowadzi polityka Kijowa w tym obwodzie.
Dwadzieścia bilboardów, jak pisały ukraińskie media, na których były fotografie trojga polityków mniejszości węgierskiej, dawało jasny komunikat: Zatrzymajmy separatystów! „Skandal” (i uważam to słowo za zbyt słabe) – komentował minister spraw zagranicznych Ukrainy Pawło Klimkin czy przewodniczący Zakarpackiej Obwodowej Administracji Państwowej Hennadij Moskal, który za inicjatywą bilbardów widział rosyjską bezpiekę, FSB. Wszyscy umywają ręce, mówi się o tym, że bilboardy były zrobione nielegalnie, nie ma winnego oprócz rosyjskiej bezpieki.
Kilka dni później podczas Warszawskiego Forum Bezpieczeństwa minister spraw zagranicznych Węgier Péter Szijjártó zaproponował Pawłowi Klimkinowi umowę o ochronie mniejszości narodowych, mówił o tym, że zaufanie pomiędzy ich dwoma państwami musi być odbudowane. Była też mowa o pieniądzach na nowe drogi w Zakarpackim Obwodzie Ukrainy. Wdług Pétera Szijjártó w interesie Budapesztu jest nieprzedłużanie konfliktu. Kijów obiecał pomyśleć nad tą propozycją.
Między tymi wydarzeniami, które zaszły w ostatnim czasie i które są związane z Zakarpackim Obwodem, Sicz Karpacka publicznie zapraszała na swoje organizowane akcje, jej przedstawiciele szerzyli na profilach Facebooka różne fotografie ze spotkań i pochodów. Fotografie, na których uczestnicy akcji mają zakryte twarze, biegają z bronią i „trenują” młodych ludzi, fotografie, które nijak nie różnią się od fotografi innych neonazistowskich grup gdziekolwiek w Europie. Z tą tylko różnicą, że w Europie takie organizacje są penalizowane, a na Ukrainie Sicz Karpacka została oficjalnie uzbrojona.
Nie spodziewam się, żeby jakaś umowa proponowana teraz przez Budapeszt była zrealizowana z dnia na dzień, ale myślę, że jej upublicznienie mogło przyspieszyć ostatnie wydarzenia na Ukrainie – głównie wspomniane bilboardy. Propozycja umowy o ochronie mniejszości narodowych jest słuszna, ponieważ stosunek Ukrainy do mniejszości jest źródłem tego, co widzimy w ostanim czasie. Według mnie w tym momencie nie jest najważniejsze, kto konkretnie stoi za skandalicznymi bilboardami, lecz najważniejsze jest to, aby się zastanowić, kto przygotował podatny grunt do tego rodzaju akcji.
Ten podatny grunt latami przygotowuje polityka Kijowa. Nie bierzmy tymczasem pod uwagę całe terytorium Ukrainy, lecz tylko Zakarpacki Obwód. Ten sposób prowadzenia polityki państwowej w stosunku do mniejszości narodowych jest daleki od jakichkolwiek standardów europejskich. Ale jednak odnosi się to nie tylko do problematyki mniejszości narodowych, bo w tym przypadku trzeba się zastanowić nad modelem państwa w ogóle i nad tym, czy to państwo jest państwem prawa.
Przykłady są znane i po stokroć powtarzane. Ukraina zaczęła swoją historię w ramach Zakarpackiego Obwodu od załamania wlasnych norm i obietnic, kiedy to po prawomocnym i zwycięskim referendum nie uszanowała woli narodu w sprawie autonomii. Kijów systematycznie prowadził politykę siłowej ukrainizacji i wyniszczania narodowości rusińskiej, nieprzyznawania Rusinom żadnych praw. Po wojnie z Rusinami zajął się następną mniejszością Zakarpackiego Obwodu, a mianowicie Węgrami. Przypomnijmy sobie, że „problemy” nie zaczęły się od rozdawania węgierskich paszportów i zapisu wideo z konsulatu. To wszystko zaczęło się z chwilą ataków na biura polityków węgierskich, bieganiem po zakarapackich ulicach Siczy Karpackiej, propozycjami w rodzaju tych, że należy nazywać ulice imieniem zbrodniarza wojennego Szuchewycza (najnowsza to potrzeba ulicy Bandery w Użhorodzie), przyjęcie antymniejszościowej ustawy językowej i ustawy o oświacie.
I tak wracamy do pytania, kto stoi za bilboardami. Bilboardy są efektem zasiewu. Bilboardy są wyłącznie nasieniem, które wykiełkowało i wyszło teraz z ziemi. Ale siał je Kijów i porządnie nawoził, użyźniał tę ziemię przez wiele lat i na wiele sposobów, żeby był bogaty plon. I jest absolutnie wszystko jedno, kto konkretnie zrobił bilboardy, bo warunki do tego przygotował ktoś inny.
Jeśli Ukraina chce przeciwdziałać podobnym skandalom, które mogą być drogą do „adu” (piekła), to nawet bez węgierskiej propozycji i bez dłuższego namysłu powinien Kijów przewartościować i zmienić politykę w sprawie mniejszości narodowych. Wszystkich. Również tej nieuznawanej. Powinien organizacje takie jak Sicz Karpacka, które zastraszają ludzi i rozpylają iskierki niebezpiecznego ognia nacjonalizmu, wyjąć spod prawa i każdą aktywność tych radykałów bezpardonowo karać, zamiast wysławiać ich jako dobrych patriotów.
Trzeba przestać grać naiwnego, przestać szukać winnych wszędzie tylko nie u siebie oraz przyjąć odpowiedzialność za to, co dzieje się w państwie. Dopóki Kijów tego nie zmieni, dopóty to on będzie najbardziej winny.
Petro Medvid, Preszów
Komentarz z cyklu „Bilety do kontroli” napisany dla łemkowskiego radia Lem.fm