Wiele rezolucji Parlamentu Europejskiego jest w większości nieznaczącymi, jałowymi tekstami. Człowiek nawet nie musi sobie nimi zawracać głowy. Ale z nimi związany jest jeden najbardziej interesujący problem. Czym kieruje się Parlament Europejski dokonując selekcji zagadnień, którym poświęci rezolucje? A może właściwiej byłoby zapytać: co takiego musi się stać, żeby tych parę słów z Brukseli popłynęło w świat.
Niedawno Europarlament wydał rezolucję, która dotyczy naruszania praw człowieka na anektowanym Krymie. Po długim czasie Europa objawiła, że Federacja Rosyjska bezprawnie anektowała Krym i miasto Sewastopol, czym naruszyła konwencje międzynarodowe. Nie wiem, czy przed półtora rokiem Europa mówiła o tym na głos, były przecież inne problemy. I tak jak z tym, czy poruszać delikatny problem aneksji Krymu, czy go nie poruszać, wydaje się,że jest w Europie właściwie ze wszystkim. Odezwać się należy, ale dopiero wtedy, kiedy nam to pasuje.
Rezolucja jest głównie poświęcona naruszaniu grupowych praw człowieka przez „okupacyjne władze” wobec Krymskich Tatarów, jak też Ukraińców, którzy nie zgadzają się z polityką obecnych władz Krymu. Ma osiem rozdziałów oznaczonych zgodnie z alfabetem łacińskim i kolejnych 18 punktów. Aż raduje, jak to Parlament Europejski dba o przestrzeganie praw człowieka. Ale w powietrzu nadal wisi pytanie, czy prawa człowieka mają obejmować każdego, czy jedynie niektórych? Czy na nierespektowanie praw człowieka zwracać uwagę tylko wtedy, kiedy dany reżim nie odpowiada Europie lub gdy wydarzy się coś, co jej nie pasuje. O tak, wtedy zawsze potrafi zwrócić uwagę na problem.
Na konkretnym przykładzie Ukrainy można pokazać to po wielokroć. Kijów jest bardzo daleko od standardowych norm obowiązujących w europejskich demokracjach, tych, które respektują prawa człowieka. W ciągu całej historii ukraińskiej niezależności nie była przyjęta ani jedna rezolucja, która by wymagała od Ukrainy poszanowanie praw Rusinów. Przeciwnie, choć Rusini żądają od władz uznania ich za mniejszość narodową i przyznania im wszystkich praw, jakie mają i inne mniejszości, Kijów do dziś te żądania ignoruje. A co robi Europa? Jest cicho. Choć Rusini zwracali się z różnymi pismami właściwie do wszystkich europejskich instytucji i organizacji broniących praw człowieka, to nie wyszedł z Europy nawet najsłabszy głos, który by solidaryzował się z nimi i wymagał respektowania ich grupowych praw człowieka. I co jeszcze lepsze, sprawa referendum z 1991 roku i jego niewypełnienie, referendum, które było legalne, ogłoszone przez Kijów, jest nie tylko naruszaniem praw człowieka, ale też podeptaniem zasad demokracji, a to nie dotyczy tylko Rusinów, lecz i innych mieszkańców regionu zakarpackiego bez względu na pochodzenie, którzy głosowali w referendum. Tylko że nawet tego przypadku Europa jakoś dotąd nie dostrzegła. Zostaje ślepa, głucha i bierna. Dlaczego? Bo te problemy nie nadają się do europejskiej politycznej agendy. I jak to, naruszanie praw człowieka w niektórych przypadkach jest naruszaniem praw człowieka, a w innych nie jest? A gdzie są ogłoszone rezolucje lub choć głosy dochodzące z Europy, kiedy nowe władze po Majdanie pierwszą decyzją chciały zniszczyć prawo do używania języków mniejszości? Czy chciałby ktoś powiedzieć, że w sprawie Rusinów ktoś się odezwie tylko, kiedy Rusini przyjmą taką postawę jak Rosjanie na wschodzie kraju? Problem polega na tym, że Rusini są narodem praworządnym, lojalnymi obywatelami, którzy nie chcą niczego innego, jak tylko respektowania swoich praw i spokojnego życia. A to oznacza, że Europa może ich olewać, bo nie sprawiają kłopotów.
Znalazłby się powód do śmiechu przez łzy. Na oficjalnej stronie internetowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy pojawił się komentarz, że Ukraina wita z zadowoleniem rezolucję Parlamentu Europejskiego w sprawie naruszania praw człowieka na Krymie. Jest tragikomiczne, jak to naraz Ukrainie zależy na poszanowaniu praw człowieka. Zależy jej na ich respektowaniu, ale jak się zdaje tylko w tej części kraju, nad którą obecnie nie sprawuje kontroli. Ale przecież na obszarze, którym zarządza od swojego powstania, praw człowieka sama nie respektuje. Przypomnijmy tu nieuznanie Rusinów jako mniejszości narodowej, prześladowania rusińskich aktywistów, którzy głośno wyrażają sprzeciw wobec prowadzonej polityki, ale to już dla Kijowa nie jest ważne. Tylko w tym zakresie Ukraina jest państwem europejskim. Prawa człowieka są dla niej tak samo ważne jak dla Europu, ale tylko wtedy, kiedy jej po drodze z własną polityczną agendą. W przeciwnym razie potrafi być głucha i ślepa. Interesy własnej polityki są przecież ważniejsze, ważniejsze niż te tysiąc razy przypominane prawa człowieka.
Rezolucja Parlamentu Europejskiego jest jałowym tekstem, który niczego nie załatwia. Europarlament może zaklinać rzeczywistość, a Kijów może się cieszyć, że Europa po długim milczeniu z powodu wielu własnych poważnych problemów, które sprawy wschodniego sąsiada zepchnęły na plan dalszy, otwarcie poparła Ukrainę ukrywając to pod płaszczykiem starań o prawa Tatarów. Tak czy siak, do czegoś się to przyda. Ta rezolucja idealnie pokazuje, jakież to z Europy i Ukrainy miłośniczki praw człowieka. Rezolucja jest dowodem na to, że zarówno Europa, jak i Ukraina potrafią nie szanować praw człowieka, jeśli jest to tylko przydatne do większej polityki. Gdyby było inaczej, głosy Rusinów nie byłyby od dwudziestu pięciu lat niewysłuchiwane zarówno przez jedną, jak i drugą strony. Dziwna jest to miłość i te prawa człowieka…
Na fotografii – Te skrzynie z dokumentami Parlamentu Europejskiego są co miesiąc przygotowane do transportu z Brukseli do Sztrasburga tylko po to żeby zorganizować tam jedno posiedzenie i w ten sposób formalnie dotrzymać zasady, że parlament obraduje też we Francji.