Wieczorem, w sobotę 29 czerwca 2019 rroku, na Wielkiej Scenie Teatru Aleksandra Duchnowicza w Preszowie, przy udziale Rusinów ze Słowacji, Polski, Ukrainy i Ameryki Północnej, odbyła się premiera nowego dokumentalnego filmu pt. Zmartwychwstanie narodu.
To już trzeci dokument dwojga reżyserów, Johna Rigetti i Marii Silvestri, którego realizację wsparła John & Helen Timo Fondation. Nowy film różni się od poprzednich w dwóch zasadniczych kwestiach. Kiedy poprzednie filmy rusińskich dokumentalistów ze Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej poruszały historycznie zamknięte wydarzenia – obóz koncentracyjny w Talerhofie (Odmienieni przez Talerhof, 2015) і Akcję „Wisła” (Aż i łez zabrakło, 2017), to Zmartwychwstanie narodu porusza problematykę, która nie kończy się wraz z ostatnim zdaniem wypowiedzianym w filmie ani też z końcowymi napisami. Można przy tym zauważyć, że duet Rigetti – Silwestri z każdym filmem doskonali swój realizacyjny kunszt.
Przed trzydziestu laty
Żeby zrozumieć tematykę filmu, należy najpierw przypomnieć wydarzenia sprzed trzech dekad.
Rok 1989 był dla Europy, ale też dla świata, przełomowy. Zaczęło się w Polsce, w której jako w pierwszym kraju komunistycznym odbyły się pierwsze na półwolne wybory i komuniści zrozumieli, że już nie mogą zawrócić, że muszą podjąć rozmowy z opozycją. Dalszy ciąg zmian odbywał się w innych państwach, gdzie stopniowo nastąpiły polityczne zmiany, które oznaczały koniec ponadczterdziestoletnich rządów komunistycznych. Upadły żelazna kurtyna i mur berliński. Rządy państw europejskich, które dotąd realizowały decyzje zgodne z wolą Moskwy, dzięki cichej zgodzie Michaiła Gorbaczowa wstąpiły, wcześniej lub później, na nowe tory, na drogę wolności, szlak do Europy.
W tych krajach, gdzie żyli Rusini, nadejście wolności miało też inny walor. Aktywiści wywodzący się z narodu, który wówczas jeszcze oficjalnie nie mógł istnieć, już wiosną 1989 roku założyli swoja rusińską organizację w Polsce. Rusini zaczęli się organizować również w ówczesnym obwodzie zakarpackim jeszcze wciąż (aż do 1991 r.) sowieckiej Ukrainy, w Czechosłowacji, a następnie konsekwentnie w kolejnych państwach. Oficjalnie nieistniejący naród uświadomił sobie, że zmiana, która następuje, jest nie tylko okazją do odzyskania praw i wolności obywatelskich, ale również szansą do wywalczenia wolności narodowej.
Społeczny ruch narodu nieistniejącego przez ponad czterdzieści lat rozwijał się w każdym kraju niezależnie. Bez jakichkolwiek kontaktów ze środowiskami Rusinów spoza granic swojego państwa. Oznaczało to tylko jedno: nawet oficjalne zdelegalizowanie narodowości rusińskiej, przymusowe wynarodowienie, ukrainizacja, nie zniszczyły narodu, który w Karpatach, parafrazując Duchnowicza, „stuleciami oddychał ruskim powietrzem”.
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami… albo o naukowej mantrze i o jej niefunkcjonowaniu
We wszystkich krajach ruch rusiński nie potrzebował wiele czasu, żeby się zjednoczyć i zmienić w ogólnoświatową siłę, która swoje postulaty, poza jednym państwem, zaczęła przekuwać na sukces. Już w marcu 1991 roku odbył się w Medzilaborcach I Światowy Kongres Rusinów, co oznaczało początek definitywnego końca ukrainizacyjnej dominacji i dumną emancypację narodu rusińskiego na scenie ogólnoświatowej.
Można by oczekiwać, że gdzieś w tym miejscu zaczyna się filmowa narracja, między 1989 i 1991 rokiem, ale nie jest to do końca prawda.
Twórcy filmu mieli do dyspozycji trzynaścioro respondentów, ludzi, którzy obserwowali trzecie odrodzenie narodu i którzy w niejednym przypadku bezpośrednio je kreowali. Ich wspomnienia tworzą całość, a nie oddzielne historie. Jest to narodowa pamięć, która jest wspólna nam wszystkim. Olena Duć-Fajfer, Anna Kuźmiakowa, Teodozja Łattowa, Kwetosława Koporowa, o. Franciszek Krajniak, Paweł Robert Magoczi, Marian Marko, Anna Pliszkowa, Dean Poloka, Tibor Miklosz Popowicz, John Rigetti, Petro Trochanowski i Ewa Michna występują w filmie jako świadkowie tego, co i w jaki sposób zaczęło się przed trzydziestu laty, dają świadectwo sukcesu tego ruchu, czego potwierdzeniem jest dzisiejszy stan. Ale co ważniejsze, opowiadają o tym, co było wcześniej. O tym, co poświadcza, że odrodzenie Rusinów z 1989 roku nie było sztuczną konstrukcją kilku osób ani Moskwy, ani Ameryki itd. Było naturalnym procesem. Było realizacją tęsknoty ludzi, którzy do tego czasu nosili ją w sobie i nie mieli warunków do jej wypowiedzenia.
Ze wszystkich przykładów można przywołać kilka. Paweł Robert Magoczi, sam ukrainoznawca i historyk pochodzenia rusińskiego, urodzony w Stanach Zjednoczonych, mówi: „Było to jak bajka – …za siedmioma górami, za siedmioma lasami… dawno, dawno temu byli ludzie, którzy żyli w Karpatach, a dziś już ich nie ma. Tak wszyscy myśleliśmy, tak nas uczyli na uniwersytetach, że oto przekształcenia przyniosły egalitaryzm kulturowy, że modernizacja nie uznaje rozmaitości kultury narodowej. To była mantra lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w świecie naukowym ogólnie, nie mówimy wyłącznie o Rusinach Karpackich”. Ale na przekór temu Paweł Robert Magoczi, człowiek ze środowiska uniwersyteckiego, w „latach mantry”, dokładnie w roku 1978, założył w Stanach Zjednoczonych Karpatorusińskie Centrum Naukowe. Mantra przestała obowiązywać.
Dobitnym przykładem jest relacja Anny Kuźmiakowej, najpierw redaktorki w ukraińskich wydawnictwach w Czechosłowacji, a później osoby, która zakładała rusińską prasę, brała udział w pracach przy kodyfikacji języka rusińskiego. Wspomina, jak przyniosła mamie swój pierwszy artykuł napisany po ukraińsku, z którego była bardzo dumna, za który dostała pochwałę w redakcji. Chciała się pochwalić. Ale mama nie mogła zrozumieć „ukraińskiej” redaktorki, nie wiedziała, co takiego jej córka pisze. I to, jak Anna Kuźmiakowa sama mówi w filmie, ją zabolało. Uświadomiła sobie, że język ukraiński, którego uczyła się w szkole, i język rusiński, który jest jej ojczystym językiem, w którym rozmawiano w domu, są czymś absolutnie różnym.
Nie można pominąć ani faktów, o których wspomina Ewa Michna, która zajmuje się ruchem rusińskim od jego początku, że pierwsze oznaki emancypacji Rusinów, wbrew warunkom panującym w państwie komunistycznym, można było zaobserwować na Preszowszczyźnie już w latach 70. i 80., kiedy do ówczesnego Ukraińskiego Teatru Narodowego wprowadzano nieliczne przedstawienia po rusińsku, a w Polsce w pierwszej połowie lat 80. Tu zaczęto organizować pierwsze łemkowskie (rusińskie) watry. Ważnym świadectwem są słowa o. Franciszka Krajniaka, który już w latach 80. zaczął robić pierwsze tłumaczenia tekstów liturgicznych na język rusiński, ponieważ wierni sami przyznali, że nie rozumieją już tekstów cerkiewnosłowiańskich, słowackich nie chcą, a ukraińskich już sobie nie życzą, a chcieliby modlić się po swojemu – po rusińsku. Przypomnijmy słowa Mariana Marka, dyrektora Teatru Aleksandra Duchnowicza, który potwierdza, że kiedy zespół wyjeżdżał grać ukraińskojęzyczne przedstawienia we wsiach, to starał się wprowadzić jak najwięcej słów rusińskich.
Zmartwychwstanie narodu
Z przytoczonych przykładów widać, że ruch odrodzeniowy tylko czekał na dobrą okazję, bo choć Rusini oficjalnie nie istnieli, to ruch rusiński w narodzie wciąż był żywy. Wydarzenia historyczne związane z naszym odrodzeniem, które zaczęło sią w 1989 roku, były jedynie logicznym finałem tego, co gdzieś całe lata drzemało.
Dzięki wspomnieniom świadków film Zmartwychwstanie narodu porusza wszystkie ważne momenty historii, która oficjalnie zaczęła się przed trzydziestu laty, choć tak naprawdę była żywa dzięki realiom obecnym tu cały czas wbrew oficjalnej polityce władz komunistycznych wobec narodu rusińskiego. Film opowiada o pierwszych krokach ruchu rusińskiego (łemkowskiego) na tle procesu rozpadu imperium komunistycznego, o pierwszym kongresie, który odbył się w Medzilaborcach, gdzie zebrało się 250 „nieistniejących” ludzi – Rusinów z kilku krajów, o pierwszych sukcesach, które były udziałem Rusinów, co jedynie potwierdzało, że naród nie przepadł. Wydawanie pierwszych rusińskich periodyków, książek, kodyfikacja języka, organizowanie szkolnictwa, powołanie społeczno-kulturalnych organizacji, instytucji, transformacja ukraińskiego teatru w Preszowie w rusiński Teatr Aleksandra Duchnowicza, uznanie naszego narodu w każdym państwie, prawo do rusińskiej (łemkowskiej) samoidentyfikacji, możliwość zadeklarowania w spisie powszechnym rusińskiej (łemkowskiej) narodowości – to wszystko przecież nie byłoby możliwe, gdyby nie było ludzi, którzy czuli się Rusinami (Łemkami), którzy czekali na to długie lata.
Film opowiada również o czasach rewolucyjnych, o rewolucyjnych nastrojach, o entuzjazmie, o tym, że to wszystko ludzie z rusińskiego środowiska potrafili przekuć w sukces. Podaje też wiele szczegółów, o których można przeczytać w literaturze, a które są osobistymi wspomnieniami biorących w tym wszystkim udział i przeżywających te wydarzenia.
Zmartwychwstanie narodu jest – oprócz wspomnień – wzbogacone o cenne fotografie archiwalne, materiały filmowe ze Słowackiego Instytutu Filmowego, oraz o zdjęcia z drona.
Jak już wspomniałem na początku, duet reżyserów udoskonalił swój warsztat filmowy. Pierwszy raz postanowili przeprowadzić rozmowy w tym samym wnętrzu (większa część filmu jest zrealizowana na Małej Scenie Teatru Aleksandra Duchnowicza w Preszowie na tle czarnego ekranu). Tym samym wyeliminowano problem z poprzednich filmów, kiedy to każdy rozmówca występował na innym tle, w innym świetle i przy innym nagłośnieniu. To wszystko nieco psuło wrażenia związane z odbiorem poprzednich dzieł filmowych i dobrze się stało, że twórcy w tym przypadku postawili na profesjonalizm.
Dobitne momenty: Daliśmy ludziom to, za czym tęsknili
Zmartwychwstanie narodu jest nie tylko dokumentem ukazującym fakty, na które będą powoływać się historycy. Rusińskiemu i nierusińskiemu widzowi dostarczy mocnych argumentów, które przypadną do każdego gorącego serca. Chodzi o momenty, które potwierdzają, że ruch rusiński, jaki miał początek przed trzydziestoma laty nie jest ruchem skierowanym przeciwko komukolwiek, nie jest instrumentem pewnych „ciemnych sił”. Jest to ruch dla Rusinów, dla ich wolności i pragnienia, aby przekazać swoim dzieciom to, co całe pokolenia ich narodu przejmowały od swoich przodków – język, tożsamość, kulturę. Jest to powszechny ruch Rusinów.
Przypomnę dwa momenty z filmu. Pierwszy to słowa Deana Poloki, który mówi: „Wyrosłem jako Rusin Karpacki, chcę, żeby i moje dzieci mogły powiedzieć, że są Rusinami Karpackimi, nikt im nie mówił: «Nie. Nie ma was. Jesteście kimś innym». Chciałbym, żeby i moje wnuki mogły to powiedzieć. Dlatego przystąpiłem do tego ruchu i jestem tu do dziś, bo chciałbym mieć możliwość powiedzieć, że zrobiłem tyle, ile w mojej mocy, i że pomogłem swojemu narodowi”.
Drugi to słowa Pawła Roberta Magocziego: „Dlaczego po tylu latach jestem optymistą? Bo nigdy nie zrobiliśmy niczego niewłaściwego. Niczego złego. Pomyłki, te tak… Mogliśmy niektóre cele osiągnąć w inny sposób, ale nigdy nie zrobiliśmy nic niewłaściwego. Wszystko to, co chcieliśmy dać ludziom, którzy żyją gdziekolwiek, to, za czym tęsknili, aby poczuli, że mają swoją własną kulturę, że mogą być dumni z tego, co mieli przekazane głównie od swoich przodków, że mogą identyfikować się jako Rusini Karpaccy i będą uznani. Będą wzbudzać respekt i będą na równi z innymi cenieni we wspólnotach, w których żyją. Taki był nasz cel. Możemy wieczorem spokojnie zasypiać z myślą, że wykonaliśmy dobrą pracę. Jeśli popatrzymy na sukcesy, to one to potwierdzą”.
Historia bez zakończenia
Zmartwychwstanie narodu jest filmem o ruchu rusińskim, który miał początek przed trzydziestoma laty. Jest filmem o drodze zwieńczonej sukcesem. Rozpoczęła się ona po 1989 roku i nie kończy się wraz z ostatnią wypowiedzianą kwestią czy z końcowymi napisami.
Rusiński renesans jest żywy, jest tu i teraz, przeżywamy go. W przeciwieństwie do poprzednich filmów prezentujących wydarzenia historyczne, które już zaistniały i nie jesteśmy w stanie ich zmienić, Zmartwychwstanie narodu jest podsumowaniem tej części historii, która pędzi naprzód i miejmy nadzieję, że nie skończy się. Potwierdzają to liczby w spisach powszechnych, które ze spisu na spis rosły, że mamy skodyfikowany język, wydajemy periodyki, książki, mamy media, instytucje, organizujemy wydarzenia kulturalne, tworzymy szkolnictwo, choć to jest być może najsłabszą częścią naszego ruchu. Ale jesteśmy żywym organizmem, który nie jest doskonały i nigdy nie będzie.
Dlatego Zmartwychwstanie narodu jest nie tylko filmem do obejrzenia, ale przede wszystkim jest filmem o nas samych (dobrze, że miał go kto zrealizować), artefaktem czasów, który dowodzi, że to, co rozpoczęło się przed trzydziestu laty, nie było bezsensowne, lecz przyniosło plony. Jednocześnie zmusza nas do odpowiedzialności za to, aby młodsze generacje nie dopuściły do zaprzepaszczenia naszych osiągnieć, aby przyszłe pokolenia kontynuowały pracę intensywniej, z mniejszą ilością błędów i z większym zaangażowaniem.
Ten film, podobnie jak i wszystkie filmy, które dotąd sfinansowała fundacja Johna i Helen Timo, udostępnione na serwisie You Tube, mają angielskie, słowackie i polskie napisy. Polecam, aby je obejrzeć.
Z języka rusińskiego przetłumaczył Bogdan Gambal.