Oleksandr Hawrosz dostrzegł w obwodzie zakarpackim na Ukrainie przejawy prowokacji. Teraz już nie tylko rusińskich, ale i węgierskich, w dodatku w samym centrum regionu, w Użhorodzie! Z kolei pisarka ukraińska, Oksana Zabużko, dziwi się, że na tym terytorium znajduje się tak wiele wpływów węgierskich. Sama nie wymienia słowa „prowokacja”, ale jasno stwierdza, że pewne działania nie wypływają z bezinteresownej miłości do kultury, i tą argumentacją posługuje się Hawrosz. Cieszy mnie, że Hawrosz tak doskonale potrafi przywoływać niektórych do porządku, ale niestety nie swoich. Dlatego tak łatwo rodzą się w ich głowach wrogie prowokacje, które widzą na każdym kroku.
Niedawno na redakcyjnej stronie radia „Swoboda” w rubryce „Punkt widzenia” Hawrosz opublikował tekst o węgierskiej prowokacji i zwraca się do władz ukraińskich z pytaniem, jak mają zamiar zareagować. Cała prowokacja polega na tym, że w Użohorodzie na Rusi Zakarpackiej nowy właściciel dawnego hotelu Korona, który za czasów Republiki Czechosłowackiej został przemianowany na Korunę, a za Sowietów na Werchowynę, chce umieścić na szczycie wyobrażenie korony św. Stefana, która jest jednym z symboli państwa węgierskiego. Hawrosz sam dodaje, że ten symbol był już na budynku, ale krótko, w czasie „węgierskiego szowinizmu na Zakarpaciu” od 1910 r. A po przyłączeniu tego terytorium do Czechosłowacji korona została zdjęta.
Dla Hawrosza, chociaż nie mówi tego wprost, jest oczywiste, że nowym właścicielom hotelu nie chodzi o przywrócenie symbolu (mniej lub bardziej ważnego w kontekście historycznym), ale wyłącznie o prowokację, o zaznaczenie swojego węgierskiego terytorium, o irredentę. Wspomaga się przy tym słowami Oksany Zabużko, która z żalem konstatuje wielką liczbę postawionych po 1991 roku pomników poświęconych wybitnym Węgrom związanym z Rusią Zakarpacką. Ją również oświeciło. Węgrzy tylko prowokują pomnikami. I wszystkim Węgrom chodzi o to samo. O prowokację. A że ci wybitni Węgrzy naprawdę tutaj żyli, to również była prowokacja. Żyli wyłącznie dla prowokacji. Kultura i miłość do kultury przejawiają się w inny sposób..
Najbardziej interesujące jest to, że Hawrosz wyciąga argumenty z czasów Czechosłowacji (której politykę wcześniej wiele razy potępiał) i przypomina czytelnikom, że Praga znosiła symbole państwa węgierskiego, a teraz ktoś tu śmie dawać koronę, a Kijów milczy. Uczciwie trzeba powiedzieć, że porównywanie sytuacji politycznej roku 1919 z 2017, a głównie porównywanie wzajemnych stosunków Czechosłowacji i Węgier z dzisiejszymi stosunkami Ukrainy i Węgier jest śmieszne. Węgry po pierwszej wojnie światowej nie zgadzały się z ustaleniami traktatowymi, żądały większego terytorium, a liczna węgierska mniejszość była dla Czechosłowacji realnym zagrożeniem, co ostatecznie stało się jedną z przyczyn rozpadu państwa. Dziś Budapeszt jest członkiem NATO, Unii Europejskiej, podpisał umowy międzynarodowe, w ramach których wziął na siebie wiele zobowiązań. To przecież w Budapeszcie było podpisane memorandum, które miało zagwarantować Ukrainie – i cały czas gwarantuje, bez względu na to co mówi Rosja – bezpieczeństwo, niezależność i integralność.
Nie ma sensu zajmować się kwestią odnowienia korony węgierskiej na hotelu w Użhorodzie. Sprawa nie jest ważna, szkoda na nią choćby jednej napisanej litery. Węgierskie upamiętnienia stoją dziś i na Słowacji. Państwo się przez to nie rozpadło. Cieszę się, że Słowacja zrobiła postęp i dzisiaj nie ma problemu z otwartym mówieniem o wybitnych Węgrach powiązanych z terytorium dzisiejszej Słowacji. Przeciwnie. Ci ludzie zapisali się w historii tej ziemi i z tego można być dumnym. Niedorzeczne byłoby robić z tego tabu i twierdzić, że na Słowacji od zawsze żyli tylko Słowacy. A już z pewnością od czasów Adama i Ewy. Granica to tylko kreska na mapie, która wielokrotnie prowadzona była inaczej. Nikt nie narodził się poznaczony linią, która nie pozwala jej przekraczać i broni kontaktu. Dzisiejsza Ukraina podobno chce się dekomunizować. A to przecież komuniści spowodowali, że chociaż w Koszycach żył wybitny pisarz Sándor Márai, to za czasów komunizmu nie znaleźlibyście w tym mieście żadnej o nim wzmianki. Książki Máraia trafiają do rąk słowackich czytelników dopiero dzisiaj.
Nie będziemy Oleksandra Hawrosza przekonywać do czegoś, co nie pasuje do jego wizji świata. Do wyobrażeń, w których cierpi wyłącznie Ukraina, a wszyscy dookoła prowokują i czekają, kiedy sobie to państwo będą mogli rozkroić jak tort weselny. Raczej przyjrzyjmy się temu, czy prowokatorów nie należy szukać w ich własnych kręgach.
Hawroszowi przeszkadza korona na historycznym budynku w Użhorodzie i węgierskie pomniki – największa prowokacja, którą dostrzega. Ale jeśli to miałoby być największą prowokacją, którą Węgrzy dziś organizują w okręgu zakarpackim Ukrainy, to trzeba powiedzieć, że nie są w stanie dorównać Ukraińcom. Pytanie brzmi tak: Czy prowokacją można nazwać odsłonięcie w okręgu zakarpackim pomnika wybitnej osobistości pochodzenia węgierskiego – artysty, którego życie i twórczość są związane z tą ziemią, choć dziś już nie jest ona terytorium Węgier, i czy prowokacją nie jest stawianie na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej pomników bandytom z UPA? I czy jest to mała, czy już wielka prowokacja, jeśli te pomniki buduje się „wojakom z UPA”, którzy walczyli za „wolną Ukrainę”, a zginęli w 1946 lub 1947 roku, czyli już po wojnie, kiedy atakowali cywilów, i których metody walki o „wolną Ukrainę” polegały na terroryzowaniu sąsiadów, członków innych narodowości, okradanie i zabijanie ich. Tych, którzy byli niewinni i nie szkodzili ich interesom, a którzy chcieli po latach wojny zaznać miru, pokoju. Stawianie upamiętnień bandytom. Co naprawdę jest prowokacją? Czy jest odsłonięcie pomnika poety Sándora Petőfiego na Rusi Zakarpackiej, czy w Polsce stawianie pomników UPA, która przez cywilizowany świat jest uważana za grupę terrorystów, dlatego że zabijała niewinnych przed wojną, w czasie wojny i po wojnie?
Kiedy przyjrzymy się pomnikom i symbolom, o których tutaj mówiliśmy, należy dodać jedno. Największe prowokacje organizuje Hawrosz i jemu podobni. Ludzie, którzy szukają wrogów publicznych, którzy zawsze znajdą grupę – w ich mniemaniu – winnych. To właśnie oni prowokują, oni są realnym zagrożeniem dla pokoju, dla całego państwa, dla spokojnego życia wśród narodów, które z różnych historycznych przyczyn żyją obok siebie, które nagle znalazły się w jakimś państwie, a zaraz potem znowu w innym, bo granica jest tylko linią – ustaloną wspólnie i zaakceptowaną.
Petro Medvid’
(Artykuł był napisany jako komentarz do programu „Bilety do kontroli” łemkowskiego radia lem.fm.)