Kiedy w tym roku wspominaliśmy rocznicę zakończenia II Wojny Światowej, równocześnie wspominaliśmy na Słowacji pewną smutną rocznicę. Świadczy ona przeciwko tezom głoszonym przez komunistów o współpracy Rusinów z banderowcami, jest przestrogą dla tych, którzy dzisiaj zdolni są śpiewać pod sztandarami, które przynależą złoczyńcom.
Zboj, Nowoselycia, a głównie Kołbasow, ale i inne rusińskie wsie na północnym wschodzie Słowacji. Te wsie zaznały dobrodziejstwa „braci” Ukraińców, którzy w zbrojnych grupach banderowskich w zimie 1945 roku operowali w części południowowschodniej Polski i północnowschodniej Słowacji.
Jest 6 grudnia 1945 roku. W domu Mendla Pollaka, Żyda, który przeżył Holokaust, zeszli się inni Żydzi z Kołbasowa i Ubli, którym udało się wrócić do domów z obozów koncentracyjnych. Przed wojną żyli bez nienawiści w rusińskich wsiach. Zostało ich teraz jedenaścioro w Kołbasowie i Ubli. Nie wiedzą, że ich spotkanie będzie ostatnie, a dom Pollaka stanie się ich trumną.
Od Uliczskiego Krywego nadeszła grupa banderowców. Najpierw zażądali, aby im podać kolację, kiedy się najedli, mężczyzn rozstrzelali, a kobiety najpierw zgwałcili, a na koniec wymordowali. Tylko cudem udało się przeżyć jednej dziewczynie, która podczas strzelaniny upadła do łóżka, przykryła się pierzyną i tam z zamordowanymi czekała do rana, kiedy nadeszli sąsiedzi kołbasowianie. Już nigdy nie wyszła z szoku.
Wydarzenia te nazywa się Kołbasowską Masakrą. Ale nie była ona wyjątkiem. Następnych czterech Żydów banderowcy zabili w Uliczu, Rusinów zamordowali w Nowoselicy. Napady na nasze wsie i rabowanie żywności powojennym biedakom było „normalne”. Można by przywołać długą listę takich akcji.
Michał Szmigiel – naukowiec pochodzenia rusińskiego, który zajmuje się problematyką banderowskich „rajdów” na terenie Czechosłowacji, w jednym ze swoich wykładów przyznał, że istnieją dokumenty, które potwierdzają, iż dowództwo UPA jasno polecało, aby uzbrojone grupy nie szukały na terenie Czechosłowacji sympatyków wśród Rusinów, którzy są im bliscy językowo, lecz wśród Słowaków. Powodem miało być odwoływanie się możliwego porozumienia Ukraińców walczących w UPA ze Słowakami, którzy żyjąc nostalgicznymi wspomnieniami o swoim państwie, gdzie obowiązywała podobna ideologia, będą skłonni im pomagać podczas „rajdów” i prób przedostania sie na Zachód. A na Rusinów i ich pomoc nie mogli liczyć.
Byłoby zakłamaniem, gdybym nie podkreślił, że wbrew nadziejom władz UPA pomoc dla banderowców ze strony Słowaków nie przychodziła. Czechosłowacja zaczęła twardo działać przeciwko nim. Był to jedyny przypadek, kiedy po wojnie Czechosłowacja obsadziła większą ilość wojska oraz zorganizowano na nowo partyzanckie oddziały. A wszystko tylko po to, żeby przeciwdziałać na terytorium Czechosłowacji operowaniu banderowców, którym i tak ostatecznie udało się zbiec do Niemiec. Ale w 1968 roku armia została w koszarach.
Dlaczego dziś to wszystko przypominam? Oprócz tego, że jest okrągła rocznica Kołbasowskiej Masakry i innych mniej znanych zbrodni banderowców na wsiach rusińskich, mam jeszcze jeden powód. Szokuje mnie, kiedy widzę, głównie na ukraińskim Majdanie, na łemkowskich imprezach, różnych festiwalach na Ukrainie, ale i w Ameryce Północnej, widać obok sceny flagi, które przynależą złoczyńcom i których dziś używa się jako symboli jakiejś nowej Ukrainy idącej do Europy. Szokuje mnie, kiedy na łemkowskich imprezach słyszę hasło „Herojam Sława!”. Dopóki jest taka sytuacja, że Rusini z Łemkowyny, którzy byli wysiedleni na Ukrainę, czują się dziś Ukraińcami, to jest ich sprawa, chociaż mam żal. Głównie dlatego że jest to historyczna nieprawda, ale jeśli ktoś chce żyć w kłamstwie to niech żyje. I niechże sobie wiesza ukraińskie flagi, jeśli tak chce. Ale łączenie swojej kultury z czymś, co było skierowane przeciwko Rusinom-Łemkom, a ponadto było źródłem zła, jest całkowicie absurdalne, jest nieszanowaniem własnych przodków, jest jakimś myślowym oksymoronem.
Ale i wy, drodzy Rusini, którzy mieliście to szczęście, że wbrew twardej ukrainizacji ochroniliście swoją tożsamość i wiecie, kim jesteście, zastanówcie się nieraz nad tym, co śpiewacie. Niejednemu z was bliska sercu jest piosenka „Rosty, rosty, czeremszyno”, którą sobie po piątej pięćdziesiątce chętnie zaśpiewacie. Wiedzcie, że ci bracia Ukraińcy, którzy przyszli i „na swit bożyj wyweły”, wyprowadzali naszych przodków na świat boży kulą ze swojej broni. Bo to nie jest żadna ludowa piosenka, tylko powstańcza, która ma swojego autora. Nie wiem, czy by się wam chciało ją zaśpiewać, gdyby jedną z ich ofiar był ktoś z waszej rodziny.
W Kołbasowie jest pamiątkowa tablica, która przypomina o masakrze z 1945 roku. Tablica ta jest przestrogą dla podnoszących dziś z jakiejkolwiek przyczyny dosłownie albo piosenką flagi tych, którzy za swoje czyny powinni być sądzeni, a nie wysławiani.
Petro Medvid’
Preszów
(Artykuł był napisany jako komentarz z cyklu „Bilety do kontroli” dla łemkowskiego radia Lem.fm).
W górze tablica z nazwą ulicy upamiętniającą wszystkie ofiary ludobójstwa OUN-UPA w Legnicy.
з русиньского тлумачыл – ґ, редакция – лелюх.