Zapraszamy do lektury kolejnego wywiadu w ramach cyklu rozmów pt. „Łemkowski Ganek”. Tym razem rozmawialiśmy z Danusią i Kubą Guzikami, lokalnymi patriotami i autorami bloga Łemkowyna, na Beskidzie Niskim.
Kuba: Hej, hej! Jestem Kuba. Wychowałem się na Pogórzu – po części w Sitnicy, Rzepienniku Suchym i w Rożnowicach (przy okazji polecam tutejszy piękny barokowy kościół). Obecnie zaś mieszkam od kilku lat w Rzeszowie. Tutaj studiowałem archeologię, ale tak się splotło, że w zawodzie nie pracuję. Mam cichą nadzieję kiedyś wrócić w rodzinne strony.
Interesuję się historią, szczególnie tematyką II wojny światowej, tematyką Beskidu Niskiego oraz… klockami Cobi. Uwielbiam pochłaniać książeczki z oldschoolowej serii „Żółtego Tygrysa” oraz, naturalnie, przemierzać szlaki i bezdroża Beskidu Niskiego. Drogi zresztą również. Czasami zdarza mi się nakarmić szufladę jakimś krótkim wierszem.
Danusia: Hej, jestem Danusia. Pochodzę z Ropicy Polskiej k. Gorlic, ale nie tej, przez którą się jedzie na Szymbark. Mój dom rodzinny jest w przysiółku Magdalena. Obecnie w sąsiedztwie znajduje się Skansen Przemysłu Naftowego. Wielka szkoda, że tyle zostało tylko po przemyśle naftowym w tej okolicy. Pamiętam, jak razem z koleżankami bawiłyśmy się przy kopalnianych urządzeniach. Od czasów studiów częściej przebywam w Rzeszowie. Obecnie pracuję w przedszkolu jako pomoc nauczyciela, pomimo tego, że skończyłam Turystykę i Rekreację. Kształcę się, aby mieć wykształcenie pedagogiczne i móc pełnoprawnie pracować z dziećmi. Prócz Beskidu Niskiego w moim życiu dość znaczne miejsce od niedawne zajmują zioła i rośliny doniczkowe oraz cała otoczka z nimi związana. Poza tym, to ja właśnie podczas naszych wypraw bacznie obserwuję przyrodę. Uwielbiam gotować, to mnie odstresowuje. W sferze marzeń pozostaje wyprawa do Indii i zobaczenie Tadż Mahal.
Jakub: Co najpierw przychodzi Wam do głowy, kiedy pomyślicie „Beskid Niski”? Z czym Wam się kojarzy ta nazwa?
Danusia: Bartne, na pewno. Najpierw takie ciepłe majowe, potem takie zimowe. Z tym miejscem oboje mamy mnóstwo przeżyć i wspomnień. Ogólne krajobrazy, głównie łąk – nie wiedząc czemu. Och, i Nieznajowa, taka okropnie ciepła wrześniowa. Jak byliśmy pierwszy raz na naszej pieszej wyprawie, to tam miałam właśnie kryzys dnia czwartego, ale i tak wspominam to miejsce miło.
Kuba: Hm, ja właściwie mam na raz 3 myśli. Pierwsza to spokój – tutaj bowiem zdecydowanie można odpocząć od miejskiego zgiełku, pogoni za pieniądzem. Druga to historia – jestem jej fanem, i wędrując czy jadąc przez Łemkowynę, zawsze jej szukam, i o niej pamiętam. Trzy to wspomnienia – mam z tą krainą naprawdę dużo wspomnień – spotkało mnie tutaj wiele dobrego, a i to, co na pierwszy rzut oka było złe – wyszło koniec końców na dobre. Sama nazwa „Beskid Niski” kojarzy mi się zaś chyba najbardziej z szacunkiem. Te góry bowiem go wymagają i na niego zasługują. Chociaż sama nazwa na pewno nie pomaga w jego uzyskaniu.
https://www.instagram.com/p/B3hl6QrF2Tv/
Jakub: Prowadzicie bloga Łemkowyna, na Beskidzie Niskim, który stał się już rozpoznawalnym miejscem w sieci, jeśli chodzi o ten region. Jaki był główny powód założenia bloga i skąd pomysł na taką nazwę?
Danusia: Chcieliśmy podzielić się tym, co sami zobaczyliśmy. Początki naszej działalności były trudne, widać to po zdjęciach. Ale staramy się je poprawiać, w miarę możliwości oczywiście. Mieliśmy też świadomość tego, że niejako dotykamy świata, który przemija na naszych oczach. Chociażby ścieżka przez Świerzową Ruską, czy cerkwisko w Radocynie. Zupełnie inaczej wyglądały, jak zobaczyliśmy je po raz pierwszy, a inaczej teraz. I cieszę się, że miałam to szczęście widzieć te miejsca bez ingerencji ludzkiej. A nazwa jest stąd, że nasza kochana przyjaciółka (Marysia – Łemkini), dzięki której wszystko się zaczęło, tak właśnie nazywała miejsce, skąd pochodzi – Łemkowyna.
Kuba: Uff, to było już lata temu (7 lat temu!), ale pamiętam, że zainicjowałem stworzenie bloga z prostego powodu – pokochałem to miejsce. Tak naprawdę poznałem te góry będąc na studiach – a wszystko to dzięki dobrej przyjaciółce z liceum, Łemkini. Wcześniej bowiem nie bardzo kojarzyłem fakt istnienia jakichś tam gór, o Łemkach już nie wspominając. Blog powstał po to, by móc pokazać to piękno innym. Szczególnie zaś osobom, które z jakiegoś powodu (np. zdrowotnego) nie mogą tutaj przybyć, a także ludziom obawiającym się nieco górskiego żywiołu.
Jakub: Na swoim blogu opisujecie niemal każdy aspekt związany z Łemkowyną – jej historię związaną z I wojną światową, architekturę cerkiewną i ciekawostki przyrodnicze. O czym Wam się najprzyjemniej pisze? Jaka tematyka jest Wam najbliższa? Dlaczego?
Danusia: Przyroda. Zdecydowanie łatwiej pisze mi się o aspektach przyrodniczych, wzgórzach. Jak już wspominałam, to chyba ja bardziej zachwycam się tą beskidzką przyrodą. Mam we wspomnieniach poranek w Krempnej, gdy wyruszaliśmy w dalszą wędrówkę. Zalew był spowity we mgle, a kawałek dalej zimowity jesienne. Wyglądały jak krokusy, ale nimi nie były. I dziewięćsił bezłodygowy przypominał na pierwszy rzut astra wyrzuconego z cmentarza. Poprzez przyrodę łatwiej mi zrozumieć otaczający świat. Nieraz mówię: „o, patrz, tu jest barwinek, to pewnie jeszcze dalej był cmentarz” albo „o, patrz, stara jabłoń, pewnie niedaleko był dom…”. O kulturze piszemy wspólnie.
Kuba: Ja wolę opisywać miejscowości – zarówno te istniejące, jak też te figurujące na mapie tylko pod postacią nazwy. Mogę w ten sposób powspominać wycieczkę i jednocześnie pozytywnie powysilać zwoje mózgowe. Tym bardziej, że staram się to pisać swoim własnym stylem. Tak sobie myślę, że nie chodzi tutaj o opisanie ładnego widoczku, ślicznych kwiatów czy majestatu karpackich lasów. Zawsze staram się delikatnie zaznaczyć, w jaki sposób pojawił się ten piękny krajobraz, te monumentalne samotne krzyże i ciemne buczyny. Dla mnie aspekt wydarzeń powojennych jest bardzo ważny, ma duży wpływ na każdy nasz wyjazd tutaj – i co za tym idzie, na każdy nowy wpis na blogu. Natomiast najtrudniej jest mi poruszać tematy stricte przyrodnicze – dla mnie to prawdziwa męka!
Jakub: Udało się już Wam odwiedzić wszystkie wsie łemkowskie – zarówno te wyludnione, jak i do dzisiaj zamieszkałe? Co jeszcze pozostało na liście?
Danusia: Och, pozostało jeszcze trochę miejsc do odwiedzenia, raczej mniej jak więcej. Na pewno pozostały miejsca, gdzie znajdowały się enklawy Łemków wśród ludności polskiej czyli m.in. Ruś Szlachtowska, ale ją planujemy odwiedzić już niebawem. No i oczywiście Bieszczady.
Kuba: Nie, nie, wszystkich to nie – aczkolwiek odwiedziliśmy ich bardzo dużo. Niemniej kilkanaście takowych, szczególnie w zachodniej części Beskidu Niskiego, pozostało. No i niemal cały zachodni skrawek Łemkowyny, ten w Beskidzie Sądeckim. Wiele zaś miejsc odwiedzaliśmy dawno i koniecznie musimy je odwiedzić ponownie, bo pewne zmiany już zaszły. Jeszcze dużo do poznania przed nami. Mamy taką tablicę powieszoną na ścianie, na której wieszamy karteczkę z nazwą wsi, którą po raz pierwszy odwiedzamy na Łemkowynie. Ciasnawo już na tej tablicy, ale jeszcze coś niecoś musimy nań zmieścić.
https://www.instagram.com/p/B0D9UYOFS6m/?utm_source=ig_web_copy_link
Jakub: Porozmawiajmy przez chwilę o samym Beskidzie Niskim i regionie Łemkowyny. Można zauważyć ogólne większe zainteresowanie tą częścią kraju i wzrost ruchu turystycznego. Zapewne przeludnione Bieszczady w sezonie odchodzą powoli do lamusa, a tłumy turystów na Podhalu i w Tatrach odstraszają coraz bardziej miłośników gór. Beskid Niski nadal jawi się jako to miejsce zaciszne, spokojne, gdzie można doświadczyć kontaktu z przyrodą oraz z inną kulturą, łemkowską, rzecz jasna. Jakie jest Wasze zdanie na temat rozwoju turystycznego regionu i tego, że Beskid Niski zyskuje na popularności? Czy mamy spodziewać się, że za kilka lat zamiast wędrować samotnie po szlakach, będziemy musieli „odgarniać się” od tłumów przyjezdnych? Jak to może odbić się na lokalnej gospodarce, cenach itd.?
Danusia: Wydaje mi się, że ruch turystyczny nieco zwiększył się. Porównując początki naszych wędrówek i chwilę obecną, Beskid Niski na pewno zyskał na popularności. Pojawiają się dacze czy luksusowe miejsca noclegowe w opuszczonej wsi. Jednak mam nadzieję, że nigdy nie będzie tu tłumów turystów, jak np. na Krupówkach. Lokalni przedstawiciele władz starają się przyciągnąć jakoś te tłumy i podejmują rozmaite inicjatywy. Wykonano m.in. kilka kładek i wiatę turystyczną w Świerzowej Ruskiej. Nie twierdzę, że jest to złe, bo nie jest. Chociaż w opinii rowerzysty, pomimo kładek, ten szlak sprawia spore trudności. Jest jednak jakaś nić żalu, że reszta, która tam zabłądzi, nie pozna ścieżki, jaka była przed budową kładek. Czy może mieć to wpływ na gospodarkę? Na pewno. Przynajmniej powinno. W długofalowych planach rozwoju, znaczącą pozycję zajmuje rozwój turystyki. Gmina Gorlice posiada przepiękne tereny, więc grzechem byłoby ich nie wykorzystać.
Kuba: Na razie nie ma jeszcze boomu turystycznego i swoistego wyścigu „kto pierwszy w Beskidzie Niskim”. Ale stopniowo przybywa ludzi. Coraz więcej dacz letniskowych, coraz więcej domów nowobogackich, pochodzących zazwyczaj z innych części Polski. Ale najbardziej martwi brak zagospodarowania przestrzennego. Na naszych oczach zapycha się nową zabudową tereny Radocyny czy Lipowca, buduje infrastrukturę komunikacyjną czy stawia masowo przekaźniki transmisyjne. Nie chodzi o to, że jestem temu całkowicie przeciwny. Wiem, że tego nie unikniemy, ale warto to robić z głową. Architekturę mieszkalną dostosować wyglądem do krajobrazu, wprowadzić odpowiednie zasady ruchu drogowego, chronić stoki górskie przez bezsensownym zeszpeceniem. I zarazem szukać kompromisu na linii przyroda – człowiek. Na przykład droga Ożenna – Krempna, która tak gotuje ludzką krew. Nie jestem znawcą tematu, ale zapewne można jakoś pogodzić budowę tej drogi z instytucją parku, chociaż wymaga to na pewno zastosowania odpowiednich środków . Większą szkodę z czasem będzie czynić chaotyczna zabudowa „daczowisk” wedle zasady kto pierwszy, ten lepszy. Natomiast chyba nie grozi nam tutaj, póki co, inwazja turystów – brakuje infrastruktury, a większość ze wspomnianego grona potrzebuje wygodnych hoteli, dróg, dobrego jedzenia i Internetu. Możemy być chyba jak na razie spokojni.
Jakub: Pozostając w temacie turystyki. Odwiedziliście niedawno wieżę widokową w Słotwinach, obecnie części Krynicy-Zdroju, a dawniej wsi łemkowskiej. Polecacie to miejsce? Konstrukcja tej wieży widokowej jest imponująca i jest widoczna z wielu kilometrów. Czy nie wydaje się Wam, że ingerencja w dziką przyrodę była tutaj zbyt duża? W końcu wieża nie jest postawiona w centrum miejscowości, w dolinie, tylko na jednym z głównych grzbietów Beskidu Sądeckiego na wysokości ok. 900 m n.p.m.
Danusia: Cóż, szykując się na tą wyprawę, nastawiłam się, że będę długo i dużo chodzić w koronach drzew. I chodziłam, owszem, ale nie tyle, ile zakładałam. Po prostu ta ścieżka jest krótsza w porównaniu do wejścia na wieżę. Czy warto? Myślę, że tak. Jak dla mnie, będąc w Krynicy i okolicy, nie mogłam sobie odpuścić poczucia na własnej skórze, jak to jest być na poziomie koron drzew. Jest to bez wątpienia fajny pomysł dla turystów z każdej grupy wiekowej, choć najmłodsi i nie tylko mogą mieć niezłego stracha – jeśli boją się wysokości. Widok wieży z bliska i ilości drewna, oraz tego, jak grube belki zostały wykorzystane, nie nastraja pozytywnie. Jasne, robiąc to z drewna, chciano być jak najbliżej natury, ale czy tędy droga…?
Kuba: Tak jak wspominałem w artykule, nie jest to dla mnie miejsce niezastąpione. Znam bowiem góry z autopsji i wiem, że zdecydowanie przyjemniej jest je oglądać od podszewki. I tak jak pisałem, wejście na szczyt, nawet ten zalesiony, jest zawsze nagrodą za wylane krople potu czy łez. Mimo szumnej nazwy wędrówki „w koronach drzew”, jest tam jej jak na lekarstwo. A sama konstrukcja jednak nie zgrywa się zbytnio z pięknym krajobrazem pasma Jaworzyny. No i boli bardzo ta ogromna ilość drewna zużytego do budowy tej ogromnej konstrukcji. Niemniej jest to alternatywa dla rodzin z dziećmi, osób starszych czy też miłośników gór, którym np. zdrowie nie pozwala już wdrapywać na szczyty. Jednak mam wielką nadzieję, że nikt nie postawi takiego „cuda” w Beskidzie Niskim. Ogólnie – jest to przerost formy nad treścią.
https://www.instagram.com/p/B2_O92OFL78/
Jakub: Na koniec wróćmy jeszcze raz do Beskidu Niskiego. Jaką trasę wycieczki zaproponowalibyście dla kogoś przyjezdnego, kto ma zaledwie weekend i chciałby chociaż przez chwilę poczuć tą magię Łemkowyny, Beskidów i poznać lokalną kulturę i historię?
Danusia: Jeżeli chodzi o historię, to na pewno poleciłabym dwa cmentarze z okresu I wojny światowej na Magurze Małastowskiej i na Rotundzie. Oba drewniane i oba niezwykle malownicze. Warto zajrzeć też do Regietowa, gdzie jest stadnina koni, a bliżej granicy państwowej tereny opuszczonej wsi. Jeśli ktoś miałby ochotę oglądać wschód słońca, to polecam górę Czarna nad Jasionką. Prócz tego trasa Radocyna-Nieznajowa-Wołowiec jest dla mnie kultowa i magiczna zarazem.
Kuba: Ja poleciłbym poznanie rejonu wsi Bartne. Pasmo Magury Wątkowskiej, tereny Świerzowej Ruskiej z najwyższymi krzyżami przydrożnymi na Łemkowynie, Świątkowa Wielka i Mała z przepięknymi cerkwiami, Rezerwat Kornuty, Bodaki z licznie zachowanymi chyżami i pięknym cmentarzem wojennym, Banica k. Gładyszowa z ruinami czasowni i pachnącymi łąkami, Krzywa i Jasionka z licznie zachowanymi przydrożnymi krzyżami i kapliczkami. No i oczywiście przepiękne widoki z dolin na góry. Przez weekend można tutaj podreptać i nauczyć się wiele o tym regionie. W samym Bartnym stoją dwie cerkwie, w tym jedna pełniąca rolę muzeum. Grzech tego nie zobaczyć!
Jakub: Macie jakieś swoje ulubione miejsce na Łemkowynie, do którego lubicie wracać? Zdradzicie czytelnikom? Co w nim jest takiego niezwykłego, że Was urzeka?
Danusia: Mam dwa ulubione. Pierwsze to Jasiel – szczególnie ta dolina ze stawami i kwitnącymi na nich liliami. Pomyśl sobie, jeziorka w Beskidzie Niskim to rzadkość, a co dopiero kwitnące jeziorka. Poza tym tam się idzie i idzie, i końca nie widać, ale tego końca nie chce się zobaczyć. Jest tam po prostu tak dobrze. Drugie to Jawornik. Pierwszy raz byliśmy tam przedwiośniem, gdy pszczoły były nieco „pijane”. Nigdzie wcześniej, ani nigdzie później nie widziałam tak dobrze zachowanych ruin domostw. Poza tym na tamtejszym cmentarzu są pochówki wampiryczne. Czyli zabezpieczano dodatkowo zmarłych, by nie straszyli żywych. Kołek w głowę, kamienie w ustach lub mak. Nasz Beskid jest naprawdę egzotyczny.
Kuba: Ja mam dwa ukochane miejsca. Pierwszym są Jaśliska – tutaj zaczęła się moja przygoda z Beskidem Niskim. I tutaj chętnie wracam. Uwielbiam dreptać stąd do Lipowca i Czeremchy, gramolić się na Kamień czy też odwiedzać Daliową. A „Wino Truskawkowe” zawsze oglądam z zapartym tchem. Drugim takim miejscem jest Radocyna. Pierwsza bowiem nasza dłuższa wyprawa z plecakiem wiodła właśnie między innymi przez Radocynę. Pamiętam do dzisiaj moment, gdy dotarliśmy wrześniowym popołudniem do cerkwiska. I do dzisiaj pamiętam, jak wstrzymywałem oddech, dotykając rozrzuconych fragmentów posadzki. Nigdy nie zapomnę tej cerkiewnej podłogi z połamanych płytek i suchego listowia, pni sędziwych już drzew, będących niczym ściany, i wreszcie dachu ze splątanych gałęzi drzew. Do tych miejsc zawsze będę wracał z uśmiechem na twarzy.
Jakub: Dziękuję serdecznie za rozmowę! Życzę samych sukcesów w pisaniu kolejnych tekstów na bloga oraz wielu udanych wycieczek w Beskid Niski i na Łemkowynę!
Danusia: Dzięki wielkie, za zaproszenie i za chęć wysłuchania. Do zobaczenia na szlaku!
Kuba: Dzięki za możliwość wygadania się o „naszych” tematach. Nie często bowiem, poza blogiem rzecz jasna, mamy ku temu okazję. Ave!